“Itaka” – o obejmowaniu wewnętrznych sprzeczności

Najtrudniej mi być “itaką”, czyli i taką i taką. W ostatnich dniach dwie sytuacje, które “powinny” być przyjemne dla mnie wywołały falę wzbierającego smutku i…wstydu? Używam znaku zapytania, bo sama nie do końca wiem, czym było to drugie – moja głowa nazwała to “poczuciem bycia oszustem”. Co wywołało tę falę?

 

Jednego wieczora dostałam dwie bardzo pozytywne informacje o sobie. Pierwszą od ważnej dla mnie osoby, że podziwia mój poziom zintegrowania. Drugą od dawno niewidzianej, lubianej przeze mnie znajomej, która bardzo doceniła (zresztą nie pierwszy raz) sposób podejścia do życia jaki reprezentuję z mężem – to jak wychowujemy dzieci, że nasza starsza córka w wieku czterech lat już potrafiła nazywać swoje emocje, to jak podeszliśmy do budowy domu z myślą o wpływie na środowisko. Jej słowa odebrałam jako podziw i trochę stawianie nas za wzór, że tak właśnie “powinno się” robić. 

 

Biorąc pod uwagę, że bardzo zależy mi na spójności – żeby to, co mówię, robię, przekazuję innym było widoczne w moich działaniach i moim życiu, to chyba “powinnam” skakać z radości i hucznie świętować – prawda?

 

A mi zamiast tego (po króciutkiej chwili radości) łzy zbierały się pod powiekami, a w głowie narastało napięcie. No bo przecież, gdyby one mnie tak na 100% znały i widziały we wszystkich sytuacjach, to by tak nie uważały. Ile mam przykładów, w których z moich ust nie sączyła się ani empatia, ani zrozumienie. Wiem też, że część ekologicznych rozwiązań w domu, które założyliśmy po prostu nie wyszły, a świadomość ile po tej budowie było śmieci była przytłaczająca. I jak to połączyć? Jak objąć te sprzeczności? 

 

Pamiętam jak podczas kursu “Coaching oparty na potrzebach” prowadząca Pernille Plantener wprowadziła element coachingu, w którym właśnie obejmuje się dwie (albo więcej) rzeczy pozornie ze sobą kolidujące. Po krótkiej sesji, w której pojawiały się takie konfliktowe elementy zapraszała odbiorcę coachingu do wyciągnięcia przed siebie obu rąk i wyobrażenia, że na jednej jest jedna rzecz – najczęściej uczucie, potrzeba, strategia, sytuacja, a na drugiej ręce – druga, która wydaje się z nią niemożliwa do połączenia. Następnie pytała jakby to było objąć te dwie rzeczy na raz, zobaczyć je razem, przyjąć ich współistnienie. To było bardzo otwierające doświadczenie. 

 

Pytam więc teraz siebie – jakby to było przyjąć to docenienie, radość, świętowanie i jednocześnie uznać smutek i rozczarowanie wynikające z tego, że są sytuacje w moim życiu, kiedy nie jestem najlepszą reprezentantką Porozumienia bez Przemocy oraz że podczas budowy nie udało nam się zadbać o środowisko w takim stopniu, jak chcieliśmy. Świętowanie i opłakiwanie w jednej przestrzeni, na jednej szali, oba równie ważne. Równowaga. Czy tak właśnie wygląda życie w równowadze? Chcę świętować i cieszyć się tym, że ważne dla mnie wartości uwidaczniają się w moim sposobie mówienia i bycia, w moich działaniach i decyzjach. Są zauważane i doceniane przez bliskie mi osoby. Jednocześnie widzę te momenty, w których jest inaczej, w których inne potrzeby wybijają się na pierwszy plan, a moje działania nie odzwierciedlają w pełni tego, co dla mnie najważniejsze. Bo tylko ja sama jestem ze sobą przez 100% czasu. 

Chcę móc świętować nie zaprzeczając jednocześnie istnieniu tego, co na drugiej ręce. Chcę widzieć te momenty, w których jeszcze nie jest tak jakbym chciała jednocześnie dając sobie prawo do świętowania tego docenienia i podziwu, którego doświadczam teraz z zewnątrz. 

 

A Ty – jakie sprzeczne ze sobą uczucia, potrzeby, strategie, doświadczenia – chcesz teraz objąć?




Autorka tekstu: Gosia Piotrowska
Facebook
LinkedIn
Telegram
WhatsApp
Email