O potrzebach i o tym dlaczego warto zaopiekować się sobą

„Mamo, czy jutro może być ten dzień, który spędzimy cały tylko we dwie?” pyta moja 8- letnia córka.

Już kilka miesięcy temu umówiłam się z nią na taki dzień. Wiem, że to dla niej ważne – taki czas tylko z mamą, ze mną – od samego śniadania aż po zasypianie. W między czasie były wakacje u dziadków i nasza przeprowadzka do nowego domu, a razem z nią mnóstwo rzeczy do zrobienia i ogarnięcia. A teraz jesteśmy już tam gdzie mamy być i wydaje się, że w końcu jest przestrzeń na ten wspólny dzień. Niedziela – w sam raz, mąż może zająć się drugą, młodszą córką, nie będziemy pracować przy komputerach ani w ogrodzie. Warunki sprawiają wrażenie sprzyjających. Córka jest pełna nadziei i co chwilę pyta czy jutro będzie TEN dzień. Tylko dlaczego w takim razie ja czuję się zdenerwowana i bardziej byłabym gotowa spełnić marzenie córki po to żeby mieć je już z głowy, a nie z myślą o przyjemnych chwilach z córką i pogłębianiu naszej relacji? 

Chciałabym taki nasz dzień spędzić w radości i skupieniu na niej, w szczerej i niewymuszonej koncentracji na tym czym ona chce się ze mną podzielić w słowach czy doświadczeniach, gestach i uśmiechach, a może usłyszę też coś trudnego i ważnego. Mam nawet całą listę jej marzeń na ten dzień. Kilka dni temu kiedy byłyśmy razem
w kawiarni zapytałam co by chciała robić takiego dnia i wszystko skrupulatnie zapisałam. Przyglądam się moim posłańcom – zdenerwowaniu i irytacji. 

O czym ważnym chcecie mi powiedzieć? Ostatnie dni sporo pracowałam w ogrodzie i czuję się dość zmęczona fizycznie.

Załatwiałam też różne niedokończone sprawy, które mnie stresują i zlecenia, które „wpadały” w między czasie. W domu było o dwie osoby więcej, bo rodzice przyjechali pomóc na działce – jestem im wdzięczna, a jednocześnie dodatkowa obecność też w pewien sposób „zjada” mi zasoby. Jestem podziębiona i bardziej niż zwykle drażnią mnie różne dźwięki i bodźce. Dawno nie zadbałam o czas dla siebie, na moje przyjemności, odpoczynek i rozwój pasji, mam poczucie, że ostatnio skupiałam się głównie na potrzebach osób wokół mnie. Moich dzieci – które potrafią „strzelać” życzeniami (a raczej żądaniami, biorąc pod uwagę jaka jest często ich reakcja na chwilę czekania albo odmowę…to moja perspektywa z aktualnego poziomu zasobów) jak z pistoletu przez większość dnia, czy mojego męża, który też próbuje balansować między pracą a życiem rodzinnym i wszystkim co jeszcze jest do zrobienia przy nowym domu.
Dochodzę do wniosku, że to jednak nie jest dobry moment dla mnie na dzień pełen atrakcji i pełnego skupienia na córce. Potrzebuję zadbać o odpoczynek i regenerację, żeby moje ciało mogło wyzdrowieć i dojść do siebie. Kiedy więc kolejny raz tego dnia pada pytanie „Mamo, to możemy mieć jutro ten dzień?”, odpowiadam „Nie córeczko, nie czuję się najlepiej, jestem podziębiona, mam mniej siły. Zróbmy to kiedy indziej żebyśmy mogły zrealizować wszystko co zaplanowane.” Przyjmuje to. Oczywiście, że jest jej trochę smutno, bo czeka na te dzień. Ale przyjmuje. 

Wieczorem nachodzą mnie wątpliwości. Może jednak warto już zrealizować te plany. Ma być ładna pogoda, nie jesteśmy z nikim umówieni, mąż jest gotowy spędzić dzień z młodszą córką, a starsza już tak długo na to czeka. Zasypiam z myślą, że może rano zrobię jej niespodziankę i jednak spędzimy ten dzień tylko we dwie. Budzę się z gorszym samopoczuciem. Moje ciało powstrzymuje mnie przed zmianą planów, jakby mówiło „Miałaś się sobą zaopiekować.” Zdrowie, odpoczynek i regeneracja  znowu wypływają na pierwszy plan. Zamiast więc przedstawiać córce radosną wiadomość idę zrobić sobie napar imbirowy – pierwszy z wielu tego dnia, bo czasem naprawdę trzeba najpierw zająć się sobą, żeby móc z radością i uważnością towarzyszyć innym, a szczególnie dzieciom.

*Historia opisana za zgodą córki.

Tekst: Gosia Piotrowska
Facebook
LinkedIn
Email