Czy łatwość to chodzenie na łatwiznę?
Jaka jest Twoja relacja z łatwością? Co się w Tobie pojawia kiedy myślisz o osobie, która chce mieć łatwo? Czujesz oddech i przestrzeń w swojej klatce piersiowej, lekkość w ciele? A może przychodzą do Ciebie myśli, że nie może być łatwo, albo że to, co łatwe nie ma wartości?
Ja lubię łatwość, tęsknię za nią i szukam jej. Chciałabym mieć łatwość i lekkość w moich relacjach z dziećmi, w rodzinnej logistyce, w dbaniu o siebie, w relacjach zawodowych, we wnoszeniu jakości NVC w świat. Chciałabym mieć większą łatwość w byciu w dużej grupie, w wyrażaniu siebie. I jednocześnie kiedy tak często w mojej świadomości pojawia się tęsknota za łatwością mierzę się z wewnętrznymi zawstydzającymi głosami, że ja to bym tylko łatwo chciała i że to nie jest żadna wzniosła potrzeba.
Ten temat uaktualnił mi się w ostatnich dniach podczas słuchania książki “Atomowe nawyki”. Spacerując ze słuchawkami w uszach usłyszałam lektora czytającego fragment o tym, że nasze mózgi są zaprogramowane na poszukiwanie najłatwiejszej drogi. Ze względu na to, że mózg zużywa dużo energii szuka rozwiązań, które pozwolą energię zaoszczędzić. Choć książka jest o budowaniu nawyków, a ten rozdział właśnie o tym jak ułatwiać, upraszczać i minimalizować wysiłek potrzebny do wykształcenia nawyku, to mi otworzyło zupełnie nową perspektywę na łatwość.
Skoro mój mózg dąży do łatwości i jest ona pożądanym stanem, to zamiast doświadczać wstydu mogę świętować i cieszyć się, że działam spójnie z ewolucyjnymi preferencjami mojego mózgu 🙂 Nie dość, że tęsknota za łatwością i jej szukanie jest ok, to w dodatku zmniejszanie poziomu trudności zwiększa prawdopodobieństwo, że zrobimy to na czym nam zależy.
Czy to znaczy, że “chodzę na łatwiznę”? Czasem tak, na przykład kiedy wybieram zgodzić się na małą niezdrową przekąskę, o którą proszą moje dzieci, kiedy nie mam zasobów żeby opiekować ich niezadowolenie, smutek i złość, które mogłaby wywołać moja niezgoda.
Albo kiedy decyduję się zamówić obiad z dostawą do domu, bo naprawdę nie mam siły ani ochoty na gotowanie lub nawet wymyślanie, co bym mogła sama przygotować.
Nie chcę jednak chodzić na łatwiznę w sprawach wagi ciężkiej, a taką jest na pewno dla mnie integralność cielesna, szczególnie moich dzieci. Kilka dni temu byłam z pięcioletnią córką u lekarki, która zleciła badanie krwi. Na podstawie wyników chciała zdecydować o leczeniu. Zaledwie trzy tygodnie wcześniej – podczas wakacji z dziadkami, córka była na badaniu krwi, które było dla niej naprawdę nieprzyjemne – mimo trzech prób i bolesnych wkłuć pielęgniarce nie udało się pozyskać krwi do badania. Wtedy nie było mnie przy niej, teraz jak tylko wyszłyśmy z gabinetu lekarki zaczęła krzyczeć, że nie idziemy na żadne badanie krwi.
Mimo to weszłam z nią do gabinetu licząc na to, że uda mi się ją ukoić przy pielęgniarkach i wykonać badanie na spokojnie. Jednak mimo moich prób ona nadal płakała, kuliła się na moich kolanach nie dając się dotknąć i krzycząc “Nie możecie, nie pozwalam!”. Pielęgniarki mimo, że były przyjaźnie nastawione i w miarę cierpliwe, zaczęły mówić, że z ich doświadczenia wynika, że im dłużej to trwa tym będzie gorzej. Pójściem na łatwiznę mogłoby być wówczas przytrzymanie krzyczącej córki razem z pielęgniarkami żeby mogły pobrać krew, w końcu samo badanie trwa około pół minuty, więc po co to przedłużać. Zamiast tego wyszłam z córką z gabinetu i powiedziałam pielęgniarkom, że wrócimy jak będziemy gotowe.
Byłam pewna dwóch rzeczy – że nie chcę robić badania na siłę i że nie odjedziemy stamtąd bez badania, bo było kluczowe w dobraniu właściwego leczenia. Po pół godzinie – nazywania emocji, dawania zrozumienia dla jej strachu, szczególnie po ostatnim doświadczeniu z pobieraniem, wymyślania strategii jak to zrobić, żeby było jak najmniej nieprzyjemne – wróciłyśmy do gabinetu. Córka zdecydowała gdzie będzie wkłucie i umówiłyśmy się, że starsza córka będzie liczyła sekundy trwania badania, a każda powyżej piętnastu sekund to czas, w którym młodsza może później rysować mi na ciele tatuaże zmazywalnymi flamastrami. Nie wiem jak wpadłam na ten pomysł i dlaczego wybrała akurat ten, ale zadziałało. Wspieranie emocjonalne córki i zostawanie przy tym, co dla mnie ważne, mimo że kontekst nie był sprzyjający nie było łatwe, ale nie wyobrażam sobie innej decyzji.
Pod tym kątem ten wybór był dla mnie stosunkowo łatwy – wiedziałam na co zupełnie nie mam zgody, a co jest dla mnie ważne i o co chcę zadbać w tamtej sytuacji, i podążyłam za tym.
Jeśli chcesz mieć większą jasność i większą łatwość w podejmowaniu decyzji zgodnych z Twoimi wartościami zapraszam na kurs Żyj jak chcesz i bądź szczęśliwa/y lub na Studium NVC 1.